Wspomnienia absolwentów
"Wspomnienia są jak perły – mają w sobie coś z klejnotów i coś z łez"
Wspomnienia emerytowanej nauczycielki Izabela Wiśniewska z domu Rzymowska Absolwentka Liceum z 1967r.
Nauczycielka Liceum w latach 1969-2012
Swoją przygodę z Liceum Ogólnokształcącym w Pionkach rozpoczęłam w 1963 roku, gdy po zdaniu egzaminu wstępnego zostałam uczennicą klasy ósmej. Nie przypuszczałam wtedy, że wrócę tu jako nauczyciel. Tak się stało w 1969 roku. Zostałam zatrudniona jako nauczyciel wychowania technicznego i plastycznego. Z bijącym sercem poszłam na pierwszą rozmowę z Panią Dyrektor Władysławą Wrońską. Bardzo bałam się tej rozmowy, ponieważ pamiętałam panią Dyrektor jako surową nauczycielkę historii, która nie tolerowała żadnych braków wiedzy, szczególnie z historii Polski. Było to dla mnie wielkie przeżycie, ponieważ miałam zostać „koleżanką” po fachu moich nauczycieli, którzy zapamiętali mnie jako uczennicę, a przyznaję, że czułam przed nimi wielki respekt. Byłam młodym nauczycielem z zerowym doświadczeniem pedagogicznym, skromną wiedzą merytoryczną, ale ogromnym zapałem i energią do pracy z młodzieżą. Nigdy nie zapomnę pierwszych dni w szkole, atmosfery niepewności, nauczycieli, do których nie wiadomo było, jak się zwracać: proszę pani, czy koleżanko, no i oczywiście pierwszych kontaktów z Panią Dyrektor, osobą kulturalną, uśmiechniętą, ale jednocześnie stanowczą i wymagającą od siebie i innych solidnej pracy w szkole, która, co wielokrotnie podkreślała, jest szkołą dla ucznia. Pierwszy rok mojej pracy był dla mnie wielkim wyzwaniem. Zaczął się powolny proces trudnej dla mnie adaptacji w nowym środowisku. Chociaż powodów do obaw nie brakowało, szkoła powoli stawała się „moją szkołą”, a pokój nauczycielski bardzo życzliwy – wykazywał dużą klasę. Było normalnie, spokojnie, przyjaźnie. Od pierwszych chwil pobytu w szkole zaskakiwała mnie naturalna bliskość, wręcz serdeczność relacji między Dyrekcją a nauczycielami. Niemniej była to bardziej życzliwa koleżeńskość niż zbytnia poufałość. Czuło się klimat respektu i poszanowania w sprawach zasadniczych, a zarazem swobodę i spontaniczność w przeżywaniu tzw. Szkolnej codzienności. Mówiąc ogólnie: panowała tu niewymuszona, dobra atmosfera. Przy tym zawsze wszystko w swoim czasie i w stosownej formie. Miałam szczęście na początku swojej drogi zawodowej spotkać ludzi, którzy, niezależnie od zajmowanego stanowiska, zawsze służyli dobrą radą, których można było zapytać o wszystko, którzy rozwiewali przeróżne wątpliwości młodego nauczyciela, których słowa pamiętam do dziś. Do dziś również pamiętam moich nauczycieli i koleżanki i kolegów z pracy. Niestety niektórych już nie ma, ale w mojej pamięci pozostaną na zawsze. Już na początku mojej pracy poznałam blaski i cienie zawodu nauczycielskiego. Byłam najmłodszą w zespole, niewiele starszą od moich uczennic z klasy czwartej, które czasami chciały traktować mnie jak koleżankę. Uczyłam się więc także umiejętności kontaktów z młodymi ludźmi, sztuki reagowania na różne sytuacje, konieczności pracy z całym zespołem i z pojedynczymi uczniami o różnych uzdolnieniach. Zrozumiałam, że jest to praca bardzo ciężka, ale dająca wiele satysfakcji w wychowaniu młodego pokolenia. Tu zawsze liczy się nauczyciel i jego partner – uczeń w rozwiązywaniu wszelkich trudności wychowawczych. O ile zawód nauczyciela wybrałam trochę z przypadku, to po jakimś czasie nie wyobrażałam sobie już innej pracy. W ciągu czterdziestu dwóch lat pracy w Liceum współpracowałam z sześcioma dyrektorami szkoły: Władysławą Wrońską, Ignacym Janowskim, Zofią Stąpór, śp. Marianem Pietraszewskim, Zenonem Bukowskim i Ewą Glegołą. Byli to poza panią Ewą Glegołą, która obecnie jest dyrektorem, dobrzy organizatorzy i gospodarze szkoły, zaangażowani w pracę dydaktyczną i wychowawczą, życzliwi dla nauczycieli i uczniów. Dzięki ich zaangażowaniu szkoła piękniała, pracownie i klasopracownie były coraz lepiej wyposażane w pomoce dydaktyczne i sprzęty szkolne. Dla mnie Liceum to nie tylko budynek wspaniale wyposażony, ale ludzie, dzięki którym nasza szkoła ma swój niepowtarzalny styl i charakter, którzy towarzyszyli mi w codziennej pracy i ważnych momentach życia. Moje wspomnienia zawsze będą miały zabarwienie emocjonalne, bo nie sposób być obojętnym wobec miejsca, w którym zostawiło się sporą część życia. Liceum to wreszcie wspaniała młodzież, uczniowie pełni pomysłów, entuzjazmu, zapału do wszelkich działań. Zawsze będę pamiętać swoje niepowtarzalne klasy, wychowanków, z którymi starałam się utrzymywać dobry kontakt, nasze wycieczki, autokarowe, rowerowe, piesze rajdy i wspólnie organizowane imprezy. Nie wymieniam w tym wspomnieniowym zarysie ich imion i nazwisk, nie podaję roczników klas. Wymieniając jednych, skrzywdziłabym innych, którzy także mają miejsce w mojej pamięci. To, że mnie poznają, jest zawsze dla mnie bardzo miłe. Cieszy mnie, że ci spotkani ludzie (czasem w średnim wieku) dobrze wspominają szkołę i kontakty wychowawcze ze mną. Wiem również, że w Liceum jestem zawsze mile widziana – od drzwi wejściowych przez bibliotekę, sekretariat, pokój nauczycielski po gabinet dyrektorski – zewsząd emanuje życzliwe zainteresowanie zdrowiem, sytuacją rodzinną. Z wielką przyjemnością spotykam się z moimi młodszymi koleżankami i kolegami (prawie wszyscy są moimi uczniami) podczas wspólnych Wigilii czy innych okazji. Dziś w miarę możliwości śledzę sukcesy szkoły, podziwiam śmiałość podejmowanych decyzji. Cieszę się jej osiągnięciami. Odczuwam dumę, że wolno mi się z nią identyfikować.
Marta Śmietanka z domu Szewczyk Absolwentka Liceum z 1981r. Nauczycielka Liceum od 1985r.
Swoją przygodę z Liceum Ogólnokształcącym im. M. Dąbrowskiej w Pionkach rozpoczęłam od spotkania promocyjnego, które odbywało się w mojej szkole podstawowej. Poszłam na nie jako zbuntowana nastolatka, która dobrze wie, że nie będzie uczyć się w Liceum, a już na pewno nie w Pionkach, tylko w Technikum Budowlanym lub Mechanicznym w Radomiu. Ale moja mama poprosiła, to poszłam na to spotkanie. Los chciał inaczej. Od 1 września 1977r. zostałam uczennicą LO Pionki, kl.Ib o profiu mat-fi, bo nadal uważałam, że kierunki techniczne to moja przyszłość. Po roku, coś się zmieniło. Moje koleżanki, Ela Kisio i Hania Lewartowska, rozpoczęły w naszej klasie organizować wycieczki i rajdy piesze. W tę działalność zaangażowały kilka osób z naszej klasy, w tym i mnie. Pani prof. Irena Płocharska, opiekunka SKKT-PTTK, widząc nasze zainteresowania, zaprosiła nas do pracy w tym kole. I tak zaczęła się moja przygoda z turystyką w Szkolnym Klubie Krajoznawczo-Turystycznym „Platfus”. Równocześnie działałam aktywnie jako drużynowa zuchów w swojej byłej szkole podstawowej, a praca wychowawcza, zaczynała mnie coraz bardziej wciągać. I jeszcze kolejne zmiany, zamiast fiykii i matematyki bardziej interesująca dla mnie stała się geografii. Pani prof. Irena Płocharska wymagała od nas logicznego myślenie, łączenia wielu dziedzin, aby wyjaśnić zjawiska geograficzne. Organizowała spotkania z osobami, które podróżowały po innych krajach. Geografii, turystyka, praca z dziećmi, to powoli zaczynało układać się w całość. Będąc w trzeciej klasie dowiedziałam się, że starsza koleżanka studiuje geografii na WSP w Kielcach. To mnie upewniło, że ja też tam chcę być po skończeniu Liceum. W roku 1981 zostałam studentką geografii, z nastawieniem, że po 4 latach będę nauczycielką w szkole podstawowej. Kiedy byłam na drugim roku studiów, ta sama koleżanka, której śladami podążałam, przy okazji rozmowy o naszym Liceum, powiedziała, że to ja zastąpię prof. Irenę Płocharską. Popatrzyłam na nią ze zdziwieniem popukałam w czoło i zapomniałam o rozmowie na dwa lata. W roku 1985 będąc na praktyce studenckiej w moim Liceum, otrzymałam propozycję rozpoczęcia pracy od 1 września, na razie w charakterze rocznego zastępstwa, za Panią Irenę Płocharską.
Po roku przedłużono tę umowę na czas nieokreślony i tak ta moja przygoda z Liceum Ogólnokształcącym w Pionkach trwa od ponad 30 lat. Uczę geografii i wychowania fizycznego, organizuję wycieczki, obozy wędrowne, zimowiska narciarskie, spływy kajakowe i z kolejnym pokoleniem podczas ćwiczeń terenowych mierzę wydmy w Garbatce-Letnisko. W planach nastolatki, miałam budować domy lub projektować maszyny precyzyjne, zostanie nauczycielem geografii w ogóle nie wchodziło w grę. Nauczyciele i koleżanki z mojego Liceum zmienili te plany i wcale tego nie żałuję.
Marek Wierzbicki Absolwent Liceum z 1983 r.
Nauka w Pionkowskim Liceum Ogólnokształcącym im. Marii Dąbrowskiej w Pionkach stała się dla mnie ważnym okresem mojej edukacji historycznej, głównie za sprawą ówczesnej nauczycielki historii Pani dr Jadwigi Dreszer. Pani Profesor Dreszer stawiała uczniom wysokie wymagania i mnie również „zapędziła do galopu”. Początkowo wydawało mi się, że umiem już dużo (od dzieciństwa interesowałem się historią, wprost „pochłaniałem” książki historyczne), ale po kilku miesiącach nauki w Liceum zrozumiałem, że muszę uczyć się jeszcze więcej. Za to jestem wciąż wdzięczny Pani Profesorce. W trzeciej klasie Liceum uczestniczyłem w Olimpiadzie Historycznej na szczeblu szkolnym. Nie odniosłem żadnych sukcesów, niemniej nabrałem doświadczenia w tego rodzaju konkursach i, co najważniejsze, przeczytałem wiele nieznanych mi wcześniej książek. W IV-ej klasie udało mi się dostać do centralnego szczebla Olimpiady Historycznej. Nie znalazłem się w pierwszej dziesiątce, lecz na mniej więcej czternastym miejscu, ale dzięki temu nie musiałem zdawać historii ani na maturze ani na egzaminach wstępnych. Przede wszystkim jednak uczestnictwo w Olimpiadzie Historycznej pomogło mi wybrać kierunek studiów. Zdecydowałem się na studiowanie historii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, który wówczas (1983r.) był jednym z niewielu miejsc w Polsce, w którym uczono „prawdziwej” historii. W trakcie studiów poznałem już dziś prof. dr Tomasza Strzębosza i dzięki niemu rozpocząłem prace naukową, którą kontynuuję do dzisiaj. Mogę więc bez przesady powiedzieć, że nauka w Liceum pod kierunkiem Pani dr Jadwigi Dreszer, a zwłaszcza udział w Olimpiadzie Historycznej, odegrał istotna rolę w ukształtowaniu moich zainteresowań zawodowych i wyborze „drogi życiowej”.
Liceum – moje życie
Joanna Pawłowska (Oko)
Absolwentka Liceum z 1983 r.
Wspomnienia Joanny Pawłowskiej (Oko) nauczycielki języka polskiego od 1988r. w Liceum Ogólnokształcącym w Pionkach Tytuł, jaki nadałam moim wspomnieniom, wydawać się może komuś zbyt patetyczny, przesadzony i górnolotny. W moim przypadku jest on jednak odbiciem tego czym była i jest dla mnie ta szkoła. Pierwsze wspomnienia Liceum przywołuję z bardzo wczesnego dzieciństwa. Jadwiga Dreszer – nauczycielka historii w tej szkole, była moją ciocią i matką chrzestną. To dzięki niej, jako mała dziewczynka, poznałam pracujących tam nauczycieli, w domu mówiło się o niektórych uczniach i szkolnych problemach. Z nostalgią wspominam Panią Halinę Dróżdż – sekretarkę i jej cudownego kota. Pamiętam Państwa Szczepaniaków, którzy wydawali mi się wtedy strażnikami szkolnego gmachu. Czas płynął bardzo szybko i najpierw moje rodzeństwo, a potem ja uczyliśmy się w Liceum. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym wybrać inną szkołę. Od lat czułam się bowiem z nią związana. Miałam szczęście stać się częścią wspaniałej klasy matematyczno-fizycznej. Listę uczniów pamiętam do dziś. O wyjątkowym miejscu licealnej klasy w moim życiu niech świadczy chociażby fakt, że moja bratowa i mój szwagier to moi szkolni koledzy. Ewa Glegoła, dawniej Kacperczyk – Dyrektorka Liceum, z którą od lat ściśle współpracuję, również wywodzi się z mojej klasy.
Z niektórymi kolegami i koleżankami spotykam się dość często, innych niestety prawie nie widuję, żyją jednak w mojej pamięci w okruchach wspólnie przeżytych zdarzeń. Przypominam sobie świetne rysunki Jarka, tubalny śmiech Wojtka, żarty męskiej części klasy na lekcjach fizyki, czy rosyjskiego, pamiętam organizowane przez nas akademie... Mieliśmy szalone pomysły, spotykaliśmy się nie tylko w szkole, lubiliśmy spędzać razem czas. Dziś wydaję mi się, że minęły wieki, że żyłam w innej epoce. Darzyliśmy nauczycieli niekłamanym szacunkiem, czuliśmy przed nimi ogromny respekt. Chciałoby się powiedzieć „To były czasy”. Moją wychowawczynią była pani Halina Ośka – nauczycielka języka rosyjskiego kobieta, której urodę i szyk zawsze podziwiałam. Nauka rosyjskiego nie sprawiała mi większych problemów, pamiętam jednak, jak niektórzy kurczyli się w „kabinach”, żeby pani profesor ich nie zapytała. Czasem było naprawdę bardzo zabawnie. Kiedy wspominam Panią Annę Andrzejewską – nauczycielkę języka francuskiego – widzę nie tylko tak dobrze mi znaną twarz, słyszę cudowny głos czytający nam „Małego Księcia” (oczywiście w oryginale). Jak można było nie zakochać się w tym języku po takich lekcjach? Lekcje matematyki nie były moimi ulubionymi, chociaż bardzo ceniłam i lubiłam moich nauczycieli. Pani Barbara Gawrońska, przesympatyczna kobieta, widziała we mnie przyszłą matematyczkę, niestety nikt oprócz niej tego nie widział. Pani Jadwiga Wiktorowska miała niezwykłą grację, tłumacząc nam na przykład zawiłości funkcji trygonometrycznych, poruszała się przy tablicy, jakby nie dotykała podłogi, jak uduchowiona tancerka. Później dowiedziałam się, że potrafią grać na skrzypcach. To wszystko składa się na utrwalony w mojej pamięci obraz niezwykle subtelnej i wrażliwej osoby. Pamiętam również Panią Krystynę Kunowską, moją nauczycielkę fizyki osobę o niespożytej energii. Z druhną Kunowską przemierzyłam niejeden rajdowy czy obozowy szlak, byłam bowiem harcerką. Pan Stanisław Jędrasek uczył nas przysposobienia obronnego. Bardzo spokojny i sympatyczny człowiek cieszy się do dziś moim ogromnym szacunkiem i sympatią. Moja polonistka – Pani Zofii Grabczak – choć długo nie zdawałam sobie z tego sprawy, znajduje dziś we mnie swoje, może nie najlepsze, odbicie. Podziwiałam w niej nie tylko wiedzę i znajomość literatury, ale przede wszystkim umiejętność prowadzenia ciekawego, dygresyjnego wykładu. Bardzo ją lubiłam również jako mamę mojego klasowego kolegi. Wychowania fizycznego uczyła nas Pani Anna Berezowska. „Bryka”, bo tak mówili na nią wszyscy uczniowie, była w ciągłym ruchu, zawsze uśmiechnięta dyscyplinująca nawet najbardziej niepokornych. Był także dyrektor Pan Marian Pietraszewski – fizyk, ale i miłośnik poezji. Każde dyrektorskie przemówienie okraszone było jakimś cytatem. Pan dyrektor bardzo lubił dyscyplinę, drżeli przed nim nawet uczniowie klas czwartych. Był jednak bardzo wesołym, dobrym człowiekiem i choć z pozoru groźny, dał się lubić. Szczególne miejsce w moim sercu zajmuje moja ciocia – Jadwiga Dreszer. Ta bardzo delikatna i krucha osoba miała w sobie niezwykłą siłę charakteru. I choć na co dzień potrzebowała mojej pomocy, była dla mnie niedościgłym wzorem odpowiedzialności i pracowitości. Zamiłowania humanistyczne odziedziczyłam właśnie po niej. Nie mogę również nie wspomnieć kolejnego dyrektora pana Zenona Bukowskiego. Drżałam przed nim w klasie na matematyce, a później w pokoju nauczycielskim lub w jego gabinecie. Po latach wspominam jednak cudowny czas spędzony na wycieczkach, kiedy zaśmiewałam się do łez z kawałów opowiadanych przez dyrektora. Dziś już nie czuję zmęczenia, lęku wysokości i wszelkich uciążliwości związanych z wędrówką po górach, które tak bardzo lubi pan Bukowski. Czuję natomiast żal, że to się juz nie wróci...Przywołuje tu tylko niektórych nauczycieli, choć wszystkich bardzo szanuję i cenię. To, kim dziś jestem, w dużej mierze właśnie im zawdzięczam. A kim się stałam? Polonistką w mojej macierzystej szkole. Początki były trudne choć do tej roli przygotowywałam się już na praktyce studenckiej. Moi profesorowie stali się teraz moimi kolegami z pracy. Z wieloma od lat się przyjaźnię. Poznałam ich inne oblicze, ich często niełatwe życie. Dzielimy nasze radości i smutki, wzajemnie się wspieramy. Bardzo bliskie relacje łączą mnie nie tylko z nauczycielami, ale także z innymi pracownikami szkoły. Liceum jest bowiem dość kameralne, co sprzyja zacieśnianiu więzi. Możemy także poznać bliżej naszych uczniów. Jako nauczycielka i wychowawczyni wspominam oczywiście moich uczniów. Bardzo długo uczyłam się rozstań, to trudne żegnać się z tymi, których się pokochało matczyną miłością. Moi wychowankowie to prawie moje dzieci, oddałam im cząstkę serca i często zastanawiam się, jak ułożyło się ich życie. Pamiętam imiona i twarze, zabawne i przykre sytuacje. Nie wymieniam tu jednak roczników i nazwisko musiałabym przyznać się, że nie jestem już najmłodsza i lat minęło wiele. Pamiętajcie jednak moi drodzy, że:
„Nie ma przypadkowych spotkań i ludzie też nie stają na drodze naszego życia, ot
tak. Każdy człowiek zostaje nam dany po coś, aby czymś nas ubogacić, dopełnić, coś
pokazać czy uświadomić. Poprzez ludzi dostajemy od życia tysiące szans na to, aby stać
się lepszym człowiekiem lub aby temu człowiekowi pokazać coś, czego on do tej pory
nie dostrzegł”. (Monika A. Oleksa „Samotność ma swoje imię”)
Tą myślą kończąc, dziękuję Panu Bogu, że mogłam na drodze swojego życia spotkać właśnie Ciebie drogi profesorze, koleżanko, kolego, wychowanku, uczniu...
Jacek Jamiński
Absolwent Liceum z 1985 roku
Lata nauki w Liceum Ogólnokształcącym w Pionkach były w moim życiu bardzo ważne. Często wracam wspomnieniami do tych, dziś już „nieco” odległych lat. Chętnie podzielę się kilkoma, myślę istotnymi, przemyśleniami. Jako uczeń Liceum brałem udział w Olimpiadzie Geograficznej. I dziś nieważne jest odniesione zwycięstwo lecz mądrość płynąca z tego doświadczenia. Mój udział w Olimpiadzie pomógł mi zrozumieć, że nie jest istotne, czy jest się uczniem liceum
w Pionkach czy Warszawie, żeby odnieść sukces. Jeśli ma się pasję, to należy za nią podążać mimo przeszkód i niepowodzeń. Wcześniej czy później, chęć poznania i nieustanne, uparte dążenie do celu, zacznie owocować. Jest też ardzo ważnym, żeby być cierpliwym i mieć oczy i uszy otwarte na możliwości, które się przed nami pojawiają, i nie bać się wyzwań, które na pierwszy rzut oka wydają się nas przerastać. Z okresu Liceum została mi jeszcze jedna refleksja. Cały czas otoczeni jesteśmy wspaniałymi ludźmi i tylko od nas zależy, czy poświęcimy im czas, żeby od nich się uczyć i ich wysłuchać. Ja miałem okazję być uczniem wspaniałych nauczycieli, ale także jeszcze wspanialszych kolegów. Do dziś pamiętam długie wieczory spędzone na rozmowach, żartach i wymienianiu, naszych formujących się wtedy, poglądów na życie. Muszę powiedzieć, że bardzo wiele z tego, co do tej pory osiągnąłem zawdzięczam całej mojej klasie. Teraz, kiedy mam okazję pracować w międzynarodowej firmie naftowej i podróżować do wielu krajów widzę, że wszyscy ludzie w głębi serca martwią się o te same rzeczy. I jest bardzo ważnym, żeby już w liceum skupić się nie na tym, co nas dzieli, ale na tym co nas łączy. Skupienie się na tym, co nas dzieli to, moim zdaniem, strata czasu.
„Nauczyciel ociera się o wieczność. Nigdy nie może stwierdzić, gdzie kończy się jego wpływ”.
- Henry Adams
Tomasz Czerski
Absolwent liceum z 2010 r.
Minęło sześć lat, od kiedy zakończyłem naukę w Liceum Ogólnokształcącym im. Marii Dąbrowskiej. Mimo to zawsze jestem mile widzianym gościem w murach swojej dawnej szkoły. Dlatego z chęcią wracam pamięcią do tych beztroskich”, jak dziś mi się wydaje, lat. Byłem w klasie o profilu humanistycznym, a moją wychowawczynią była Pani Marzena Bańkowska. Trzy lata minęły w zastraszającym tempie. W tym czasie formowała się moja osobowość, nabierałem pewności siebie, zdobywałem nową wiedzę, nowe umiejętności, rozwijałem pasje oraz zainteresowania, w końcu pierwsze kroki na scenie stawiałem podczas szkolnych apeli. Czas spędzony w tej szkole był niezwykle cenny. Dziś dostrzegam w tym zasługę swoich nauczycieli, choć niestety zdałem sobie z tego sprawę dopiero po ukończeniu szkoły średniej. Chciałbym wyrazić swoją wdzięczność za wysiłek i ciężką pracę włożoną w moją edukację, za wsparcie i dobre słowo. Dziękuję.
Małe i duże Liceum.
Nikodem Dybiński
Absolwent Liceum z 2014 r.
Kiedy 5 lat temu wybierałem szkołę ponadgimnazjalną, byłem w pełni świadomy, że osiemnastolatkiem jest się tylko raz w życiu, dlatego chciałem przeżyć te chwile wyciskając z nich i z siebie 150 procent. Na podjętym wyborze nie zawiodłem się w żadnym stopniu. Niezapomniany czas spędzony w Liceum Ogólnokształcącym zaowocował solidnym wykształceniem oraz nieśmiertelnymi przyjaźniami, niemożliwymi do zawiązania gdziekolwiek indziej. Z każdym rokiem coraz bardziej doceniam wszystkie, nawet najmniejsze aspekty tego okresu, które tak znacząco wpływają na moje dzisiejsze życie. Podkreślić chciałbym tutaj możliwości, jakie szkoła nieustannie zapewniała mi w dziedzinie samorealizacji. Wystarczył choć cień chęci, aby uzyskać ze strony kadry nauczycielskiej niezbędne wsparcie, zarówno techniczne, jak i mentalne. Dzięki niemu, nie zaniedbując jednocześnie nauki, zrealizowałem wiele pomysłów i projektów (muzycznych, informatycznych, itd.), z których zadowolony jestem do dziś. W Liceum stałem się dorosłym człowiekiem, potrafiącym cieszyć się życiem, będąc równocześnie świadomym wiążącej się z nim odpowiedzialności. Niepozorny pionkowski „Ogólniak” to miejsce na tyle „duże”, by edukować na światowym poziomie i na tyle „małe”, by uczyć się wrażliwości, spoglądając w głąb drugiego człowieka.
Jakub Szczechowski
Są takie miejsca, o których możemy powiedzieć śmiało „mój kawałek świata”. Pionkowskie liceum to moja szkoła, nie tylko dlatego, że spędziłem w niej cztery lata, ale dlatego, że wciąż myślę o niej kolorowo. Lubię tę szkołę. Zawsze zbyt wczesna pobudka, niezapowiedziane kartkówki z chemii, prace domowe kradnące popołudnia… ale lubię tę szkołę. Te moje LO przy Alejach Lipowych to bowiem wspaniali ludzie, mocna drużyna, to przytulne miejsce, z roku na rok piękniejsze, to naprawdę dobry, bez zbędnych turbulencji, start w dorosłe życie.
Jakub Modrzejewski
Hej! Z tej strony Jakub Modrzejewski. Jestem absolwentem pionkowskiego LO im. Marii Dąbrowskiej (jak to dumnie brzmi!). Całą naukę w tej szkole wspominam niemalże z łezką w oku. Niesamowita atmosfera, tworzona równorzędnie przez kadrę pedagogiczną, jak i brać uczniowską, sprawiała, że chciało się codziennie wstawać o 5.30 i dojeżdżać do szkoły. Zapewniała ona również odpowiednie warunki rozwoju intelektualnego - kwalifikacje nauczycieli, w połączeniu z charyzmą i podejściem do wychowanków, dawały bardzo dobre owoce. Ja wybrałem profil matematyczno-fizyczny - z perspektywy czasu wiem, że dobór był trafny. Jednak w czasie nauki, zmieniłem nieco preferencje i poczułem, że chcę pójść inną drogą. Nie rezygnowałem jednak z mat-fizu. Poziom nauczania był na tyle wysoki, że bez korepetycji, czy też większego wysiłku przygotowałem się do matury rozszerzonej z biologii, chemii, fizyki i matematyki. Dostałem się na studia lekarskie na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Jestem teraz studentem drugiego roku.
Wybierzcie nasze (tak, nasze) LO! To jest miejsce, które przybliży Was do spełnienia marzeń! Zaufajcie mi - zaufajcie Liceum Ogólnokształcącemu im. Marii Dąbrowskiej w Pionkach.
Izabela Jurek
Jestem obecnie na V roku Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Liceum skończyłam prawie 5 lat temu, ale ciągle wydaje mi się, jakby to było wczoraj... Czas szkoły średniej był jednym z najlepszych w moim życiu. Razem ze znajomymi wspominamy go niemal na każdym spotkaniu. Chociaż bywały lepsze i gorsze dni, z dzisiejszej perspektywy, nie żałujemy nawet tych najgorszych :-) A studia to już zupełnie inna bajka ;-)
Emilia Żuchowska
Kiedy wspominam liceum, to myślę o przerwach spędzonych na „kwadracie” , o dobrej zabawie na szkolnych imprezach, ze studniówką na czele i przede wszystkim wspominam wycieczki klasowe, te w góry świętokrzyskie i tę zagraniczną do Berlina. Oprócz tego czas Liceum dla mnie, to moment, kiedy nigdy wcześniej i później nie miałam okazji tak dobrze poznać j. niemiecki czy też nauczyć się biologii i matematyki, za co jestem bardzo wdzięczna moim nauczycielom. Dzisiaj wiem jak ważny jest wybór szkoły średniej i profilu klasy z punktu widzenia przyszłych studiów i myślę, że jest to bardzo trudne. Życzę więc wszystkim przyszłym licealistom powodzenia!
Paulina Morawska
Moje wspomnienia z liceum? Sądzę, że były to najlepsze 3 lata w moim życiu. Człowiek jest jeszcze młody, ale już prawie dorosły. Bardzo dobrze wspominam nauczycieli, a także całą moja klasę z większością do tej pory utrzymujemy kontakt. Dopiero po maturze zaczynają się schody-studia:) Według mnie najważniejsze jest wybrać odpowiedni dla siebie kierunek, ja obecnie jestem studentką 3 roku finansów i rachunkowości na Uniwersytecie Warszawskim. Polecam wszystkim ten kierunek- jest dużo nauki ale księgowa zawsze znajdzie prace a przecież o to nam wszystkim chodzi:)
Paulina Sobol
Czasy, gdy uczęszczałam do liceum wspominam bardzo dobrze. Zarówno nauczyciele, jak i koledzy ze szkoły zapisali się w mojej pamięci jako sympatyczni, wspaniali ludzie. Swojej klasy nie zamieniłabym na żadną inną :).
Po liceum przyszedł czas na studia... Jeśli tylko wybierzemy odpowiedni dla nas kierunek, to moim zdaniem będzie to dla nas również niezapomniany okres. Ja uczęszczam na 3 rok Informatyki i ekonometrii w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Osobiście polecam swój wybór. Uważam, że jest to przyszłościowy kierunek.
Oczywiście należy pamiętać, że zarówno czasy liceum i studiów to nie tylko nauka ;)